Marzył mi się taki deser i w końcu kupiłam galaretkę niebieską, która się wydawała do tego celu idealna. Mąż dziś wysłany na zakupy, kupił cudowne żelki w kształcie stworków wprost z dna oceanu. Zwierzątka zyskały odpowiednią oprawę w postaci kamyczków z rodzynek w czekoladzie i biszkoptów imitujących dno oceaniczne. Wszystko rysowało się pięknie.... Niestety w ferworze zabaw na dworze, zapomniałam o galaretce w lodówce, która zsiadła się za bardzo i dzięki temu deser mógłby się nazywać "Odmęty oceanu", bo woda wygląda na wzburzoną, a oprócz niej niewiele widać ;))))) Może moje wyobrażenia różniły sie od rzeczywistości, ale Dzieciom to wcale nie przeszkodziło, ani w zabawie przy przygotowywaniu ani tym bardziej w jedzeniu :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz